Karakorum

Karakorum

czwartek, 7 lipca 2011

Dzień 7. Rosja Rosja

Lesio (email z trasy poranek):


Noc udalo sie nam spedzic w goscincu po 400 rub. za glowe czyli okolo 40 pln. Jako ze nie musielismy poszukiwac zbytnio noclegu to zostalo nam wiecej czasu na "Nocne Polakow Rozmowy". Z kraju wieziemy ze soba "koncentrat OH" 95% to i rozmowy powazniejsze. Ostatni gawedziarze zakonczyli o 4 rano.
Dziejszy etap planujemy zakonczyc za Elista + 50 km co by spac juz na stepie.
Dziejsza noc bedzie ostatnia wspolna z Piotrem ktory jutro zakreca na polnoc Rosji. Wielce prawdopodobne ze sie z nim jeszcze spotkamy w Kirgistanie, badz w Tadzykistanie. Jego trasa pokrywa sie z nasza, tylko ze on bedzie jechal od przeciwnej strony.

Czuj duch.





Lesio (email z trasy wieczór):

Namioty porozkladane, woda na kawke bulgocze. Siadamy rozgladamy sie do okola a tu NIC.... Do okola pustka, gdzies tam na horyzoncie kropeczka, to jakas zagroda.
Niesamowite miejsce pelne zapachu ziol, ale tak intensywnego jak by sie nos zatopilo w sloiku pelnym roznego rodzaju przypraw.
Niestety punktacja w zawodach Toyota-milicja 3:1.
Kontrola bez "mandatu" to punkt dla nas. Punkt dla druzyny przeciwnej to kontrola z "mandatem".

Czuj duch.





Lecchu:

      Od razu wynikł problem z powodu zróżnicowanych środków transportu: chłopcom na motorach jedzie się fajnie tak 110-120km/h, ale za długo nie pojadą. Muszą stanąć i odsapnąć, najlepiej co godzinkę, dać odpocząć końcówce (czy też początkowi) pleców, zapalić, rozbudzić się - bo długie proste odcinki (jakich pełno na naszej trasie w Rosji) nużą ich i usypiają. Toyota zaś najsympatyczniej i bez większych zgrzytów toczy się tak jakoś w przedziale 80-90km/h, ale jechać mogę w zasadzie cały dzień bez przystanku - i jeżeli mnie ktoś nie szturchnie i nie wybije z rytmu, to zew drogi zawładnie mną na amen. (Niebezpieczna to rzecz taki zew drogi... przejedzie się człowiek kawałek na wschód, zerknie na te przestrzenie - i już by tylko jechał, byle do przodu, byle naprzód... a wrócić potem do rzeczywistości po powrocie do Polski - trudno). Dzień spędzamy na próbach wypracowania jakiegoś złotego środka, który pozwoli nam jechać mniej więcej wspólnie w mniej więcej akceptowlnym tempie. Nie uda nam się to do końca wyprawy :D


      Rosja na tym odcinku bogata. Głównie pola - ale GIGANTYCZNE. Niektóre po 10-15km każde - licząc wzdłuż drogi. Ile po horyzont - nie wiem, ale.. po horyzont :). 15km bieżących słonecznika po prawej, 15km bieżących kukurydzy po lewej. Jakiś łubian, zboże, wszystko - ale na OGROMNYCH polach. Drogi między nim proste na przestrzał, bardzo dobrze utrzymane, w zdecydowanie lepszym stanie niż polskie odpowiedniki. A jedziemy drogami "żółtymi" i "białymi". Czasami remonty - i ograniczenie do 40 km/h. I tak na przykład przez 10km. A na 8 kilometrze - milicja z radarem :) Radary pierwsza klasa - zbierają z kilometra, a i filmik ładny człowiekowi nakręcą. Mnie to nawet nie za prędkość złapali (znając opowieści o wschodnich służbach pilnowałem się jak mogłem), co na najechanie na ciągłą linię. Tak - najechałem parę centymetrów na ciągłą, bo mnie nieco wyrzuciło na zakręcie. Milicja stała na górce z 800m dalej, ale ten ich sprzęt pozwolił mi na monitorku obejrzeć bieżnik na felernym kole :D A takie drogowe przestępstwo przekroczenia ciągłej jest w Rosji zagrożone utratą prawka - to i się zaczęło: formularze, zabór wszystkich papierów, groźby wywiezienia na komendę etc etc....

      ...Po przezwyciężeniu tych niebotycznych piętrzących się trudności lżejszy nieco bohater wsiadł ponownie do swego niemalże_wyścigowego bolida i udał się w dalszą niebezpieczną drogę ku świetlanej przyszłości (i - jako że to bohater i jako pomny tej nauczki - już nigdy podczas tej wycieczki nie zapłacił więcej takiego haraczu) :D

      Za którymś ze skrzyżowań pola ot tak, bez żadnego ostrzeżenia zamieniły się w step. Tak jakby bez płynnego przejścia. Jechaliśmy sobie wzdłuż tych gargantuicznych pól, skręciliśmy w lewo z podporządkowanej i.. i przez najbliższe kilka dni widzieliśmy bezkresną połać stepu. Owszem - czasem mijaliśmy jakieś miasta, przysiółki czy osady, czasem rzeka przerżnęła murawę. Ale przez większość czasu - bezkres, bezkres, bezkres... Po horyzont w każdym kierunku. Z wielu opisów wiem, że ludziom potrafi szybko znudzić się takie bezgraniczne nic - ale mnie step wciągał, zasysał, zaciągał.. ach kuźwa, nie potrafię tego opisać. Bajrasz - może bo to Tatar - zdawał się rozumieć o co mi chodzi, ale nawet po antybakteryjnym koncentracie wylewające się z nas słowa nie oddawały tego zjednoczenia z przestrzenią. Ale bez względu na trudności w opisie - od teraz zaczęliśmy się czuć, jakbyśmy wpadli do telewizora, w którym ktoś na stałe załączył kanał National Geographic.

      Nocleg wypadł na stepie za miejscowości Eliste. Specjalnie nie piszę "w krzakach", bo było tylko jedno skarłowaciałe drzewko, a prócz tego - nic. I gwiazdy.


      Z ciekawostek dnia - jako, iż w Rosji wszystko jest balszoje, to i przemysł pszczelarski też prezentuje sobą odpowiednio zacne rozmiary. Do zapylania tych gigantycznych pól Rosjanie używają uli osadzonych (i chyba umocowanych na stałe) na takich wielkich przyczepach i przewożonych co jakiś czas w wymagające pszczelej interwencji stanowiska. No i podczas takiego manewru jedna z tych pełnych uli przyczep zsunęła się z drogi i wywaliła. Przejeżdżaliśmy tam jak sądzę kilkadziesiąt sekund po wywrotce: powietrze pociemniało, ledwo nadążyliśmy pozamykać dziury w drzwiach i dachu, kiedy takie wypasione, nażarte a wkurwione pszczoły zaczęły walić w maskę i w przednią szybę. Pamiętam za młodu (mego) był taki jakiś film z gatunku hitchcock'owatych o rojach morderczych pszczół - dokładnie to wspomnienie stanęło mi przed oczami w chwili, kiedy załączyłem wycieraczki :) Motorzyści też przecinali na swych rumakach ów zdrowo podkurwiony rój, ale o dziwo jakoś obeszło się bez szkód na ciele i duchu. Jedynie Bajrasz po przejechaniu sporego kawałka drogi zatrzymał się nagle, błyskawicznie zeskoczył ze swego osiołka i zaczął panicznie zrzucać z siebie te wszystkie kurtki, hełmy i pancerze...

Dystans dnia: 500km (2542km).



Wszelkie prawa do tekstu i fotografii zastrzeżone dla ich autorów.

Brak komentarzy: