Karakorum

Karakorum

wtorek, 9 sierpnia 2011

Dzień 40. Cywilizacja

Lecchu:


      Dziś już typowa przelotówka. Jedziemy dzień cały, byle dalej i byle szybciej. Wołgograd chcieliśmy tylko trochę napocząć - tak tylko ciutek nieco, tylko z góry, od północy. A tu jeden głupi skręt - i proszę, dostępujemy wrażeń podobnych eksploracji Śląska: jedziesz i jedziesz, a tu ciągle miasto. Godzinami. Masakra, jakby ktoś z rubieży chciał wyskoczyć do centrum załatwić sobie jakiś papierek w urzędzie - i zapomniał z domu jakiegoś wielce istotnego dokumentu (o czym oczywiście dowiaduje się dopiero na miejscu).


      A poza tym - pola, lasy, łąki. Jakieś miasto z hutniczym kompleksem. Wszystko gigantyczne. I w sumie już nużące.


      Także droga mozolna, taka na nudniaka, bez ekscesów. Bo nie można doń zaliczyć kolejnej niedużej plantacji "samosiejki", którą odnajduje - ponoć przypadkiem - Leś; odnajduje te plantacje tak często, ustawicznie wręcz (i zawsze 'ponoć przypadkiem'), że i to się już zrobiło nudne.


      Śpimy na kwaterach w domku otoczonym murem z bitym szkłem na szczycie. Kwatera standardem spokojnie dorównuje naszym, także powrót do świata zachodniej cywilizacji dokonał się już bezdyskusyjnie.



Dystans dnia: 507km (12847km).



Wszelkie prawa do tekstu i fotografii zastrzeżone dla ich autorów.

Brak komentarzy: