Karakorum

Karakorum

środa, 3 sierpnia 2011

Dzień 34. Znowu nic

Lecchu:


      Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dzisiejszego dnia nie dzieje się NIC. Przejeżdżamy pięćset kilosów, mijamy opłotkami Shymket, podrzucamy śmieci przez wielki płot miejskiego wysypiska (normalnych koszów przy drodze na stepie czy nawet w mieście nie uświadczy) - i nic... wielkie spalone słońcem nic, aż po horyzont, po który gnamy przez cały skwarny dzionek. Bo gorąc po staremu, mocarny, bezlitosny - taki, jakim to już nas miał życzenie step smażyć srodze przed tygodniami trzema. Ot, jedyna w sumie atrakcja dnia całego: że ciepło.


      Nocleg w polu, w szczerym polu zarośniętym krzaczastymi habziami, w których skutecznie bunkrujemy Smoczycę, Afryczkę - i nasze zmięte całym dniem pogoni truchła. Także nudy, nudy powrotnej przejazdówki, drogi, którą nie podsyca już ta gorączka przygody, towarzysząca nam na początku wycieczki.


Dystans dnia: 521km (10006km).
Stuknęła mimochodem dyszka - a myśmy nie zrobili bibki w stepie. Wstyd....



Wszelkie prawa do tekstu i fotografii zastrzeżone dla ich autorów.

Brak komentarzy: